Sernik, Gaudi i … przebieranki!

Zaczęły dojrzewać jabłka. Dużo ich spadło na ziemię. Te które nie były poobijane zbierałam i robiłam jabłkowy mus. Ale przecież w zanadrzu był przepis na „jabłecznik Andrzeja” - najwyższy czas zatem aby „uruchomić produkcję”! Jabłka pięknie pachną. Szczególnie takie jak te moje, rosnące na pół dziko, niczym nie spryskane, może przez to trochę mniejsze, trochę mniej dorodne, ale za to samo zdrowie! Wielu wielkich czy to pisarzy czy filozofów uwielbiało zapach jabłek....Wcale się nie dziwię. Zapach natury jest nie do podrobienia i żadne perfumy mu nie dorównają...

Równie piękny jak zapach jabłek jest zapach pieczenia. Może nie każdy, ale zapewne wielu pamięta ze swojego rodzinnego domu takie zapachy kiedy szczególnie w sobotę mama albo babcia piekły ciasto na niedzielne popołudnie, przy którym zbierała się nieraz przychodząca w odwiedziny cała rodzinka! Teraz zazwyczaj kupuje się gotowe w cukierni albo supermarkecie, te drugie zapakowane firmowo w przeźroczysty papier z długą datą ważności! A zatem nie ma to jak powrót do dawnych dobrych obyczajów!

Jak robi się coś z ochotą to zawsze to się udaje ! A przy tym jaka przyjemność już z samej pracy! Zapach pieczonego jabłecznika rozszedł się po całej klatce schodowej i wydawało mi się, że poprawiło humor wszystkim jej mieszkańcom bo przypominało prawdziwy dom, a to zawsze wywołuje uśmiech i wspomnienia! Chociaż bywa i tak, że niektórzy mogli mieć złe, ich domy mogły być smutne i bez miłości, a wtedy w takich domach nie piekło się ciast, ale o nich najlepiej jak najszybciej zapomnieć...
Kiedy wyjęłam dorodny „jabłecznik Andrzeja” z piekarnika i dobrze już wystygł zapukałam do pani Basi. Właśnie przeglądała w internecie strony o Barcelonie i słynnej budowli Sagrada Familia, która wciąż budzi zachwyt i ciekawość wszystkich turystów świata, nie mówiąc już o architektach....Zanim zaprosiłam ją do siebie ona zaprosiła mnie przed ekran laptopa ażeby choć przez chwilę razem ze mną odbyć podróż do tej niesamowitej świątyni, a jeszcze bardziej prześledzić losy jej twórcy...

Jaką cenę płaci się za swój geniusz! Głównie jest to cena samotności i niezrozumienia przez innych! Antonio Gaudi – 25.06.1852 – 10 .06.1926, kataloński architekt i inżynier, taką cenę właśnie zapłacił. Całe życie żył sam bo dwie kobiety, które pokochał odepchnęły go, miał duże kłopoty ze zdrowiem, męczył go reumatyzm, przeszedł na dietę wegetariańską by po czasie uznać, że jedzenie w ogóle przeszkadza mu w pracy i ograniczył je do minimum przez co po latach zupełnie opadł z sił...Podobnie traktował ubranie, dobre gatunkowo początkowe rzeczy z czasem zniszczyły się tak, że kiedyś na przystanku wzięto go za żebraka i zaofiarowano jałmużnę...Swoje „domy z bajki” jak choćby Casa Mila to realizacja tego czego nie miał w życiu. Bajecznie kolorowe budowle o falujących kształtach w tym właśnie także świątynia Sagrada Familia, której rozbudowa wg jego projektu trwa do tej pory, to zjawisko nie mające sobie równego. I właśnie dbałość o każdy szczegół zabiła go... 10 czerwca 1926 roku w wieku 74 lat wpadł pod nadjeżdżający tramwaj w momencie kiedy próbował spojrzeć na bazylikę z odpowiedniej perspektywy i cofał się, cofał się, cofał i nie zauważył zbliżającego się niebezpieczeństwa...

Pani Basia zamknęła laptop. Zrobiło nam się smutno. Ale z drugiej strony twórcy odchodzą, ale ich dzieła zostają! Jednak dobrze jest znać choć trochę ich życiorys – wtedy też inaczej spojrzy się na to czego dokonali i tym bardziej będzie czuło się do tego szacunek! Moja szarlotka to ziarnko piasku w porównaniu z dziełami najwybitniejszych, ale nawet najmniejsze udane dokonanie warte jest pochwały! I na taką właśnie liczyłam zapraszając panią Basie do siebie na degustację mojego „arcydzieła”...

Jabłecznik smakował wybornie, a do tego aromatyczny zapach świeżo zmielonej kawy i jej mocny, orzeźwiający smak wywołał w nas euforię życia - tyle jeszcze mamy do zrobienia i przeżycia, że szkoda każdej chwili na smutki i rozpamiętywania tego co mogło być, a nie było...

Czy dla kobiet wszystko jedno w jakim wieku, małych i dużych, starych i młodych, specyficzną radość nie przynosi ubieranie się ? Przypomniało mi się, że kupiłam sobie swego czasu sukienkę, która wg mnie miała jakiś feler i nie układała się jak należy. Wyciągnęłam ją z szafy aby pani Basia, architekt nie tylko od projektowania domów, ale mająca wyczucie we wszystkich kształtach, doradziła mi gdzie i co poprawić. Przymierzyłam ją zatem i zaczęło się...

Z szafy po kolei „wyszły” wszystkie bluzki, spódnice, spodnie, które także przymierzała pani Basia jak jej byłoby na przykład w danym kolorze czy fasonie. Rozbawiło to nas tak bardzo, że puściłam ulubioną taśmę z dawnym zespołem „ABBA” i dokładając do naszych strojów korale, bransoletki, obwiązując się apaszkami, zakładając na głowę wszystkie kapelusze, o których dawno już zapomniałam zaczęłyśmy szalone tańce wymyślając takie figury, że najwięksi tancerze świata nawet nie przypuszczali, że coś takiego jest możliwe! Do tego zaśmiewałyśmy się i podśpiewywały na cały głos z zespołem, aż prawie ochrypłyśmy... A potem pani Basia pobiegła do swojej szafy i przyniosła to co na niej nie tak leżało i co się okazało? Że to co na niej nie leży układa się idealnie na mnie i na odwrót! Wymieniłyśmy się zatem – ja podarowałam jej ową sukienkę od której wszystko się zaczęło i bluzkę z dekoracyjnym żabotem, której prawie nie nosiłam, a ona zachwyciła się nią jako idealną „na Paryż”, a ja dostałam super białe spodnie zupełnie nowe bo jak się okazało za ciasne w pasie, a o takich właśnie myślałam i do tego niebieski sweterek – super zestaw, już wiedziałam, że będzie mój ulubiony!

Ewa Radomska / ciąg dalszy nastąpi.../


Można już kupić książkę „Ja z Bajkowa”

zamówić ją można u autorki, cena 28 zł, wysyłając e'maila: ewadu@onet.eu
Dostępna jest także jako e-book, cena 12,30 zł poprzez zamówienie w wydawnictwie czyli: Ja, z Bajkowa-/e-book/-księgarnia internetowa Białe Pióro.

więcej  tutaj