Małe sąsiadeczki obok z działeczki!

Dwie działki obok mnie wciąż stały puste. Nie były za bardzo zaniedbane, widać ktoś czasami tam przychodził, ale ja jeszcze nie miałam okazji z nikim się na nich spotkać. Mogłam zapytać Świerka-Ćwierka czy wie coś na ten temat, ale nie chciałam go zanadto zamęczać kolejnymi opowieściami. Wiódł swoje świerkowe życie, musiał transportować codziennie hektolitry wody aby nakarmić wszystkie igiełki i szyszki, które dumnie kołysały się na jego czubku. Był w stałym kontakcie z Sosenkami-Senkami, górował nad nimi jak ojciec nad swoimi dziećmi choć byli prawie w jednym wieku. Ale zawsze musi być ktoś kto czuwa nad całością, jakiś przewodnik stada, jak u zwierząt, a u ludzi w państwie prezydent. Albo król. Król bardziej od razu uruchamia wyobraźnię! Król siedzi na tronie, ma na głowie koronę, obok królowa w pięknej sukni, a naokoło pełno usłużnych dworzan... A wszystko to dzieje się w pięknym pałacu, bo pałac może być tylko piękny i bogaty, czy widział ktoś pałac biedny i brudny? Przed pałacem czeka wytworna kareta zaprzężona w cztery białe konie z pióropuszami koło głowy! Tak było kiedyś, ale czy to życie wyglądające jak bajka naprawdę było takie bajkowe? Teraz państwa mają prezydentów, szybkie opancerzone samochody i specjalne samoloty, które w mig przewożą ich z państwa do państwa na ważne spotkania decydujące o losach całego świata!

Nie pytałam więc Świerka-Ćwierka o losy tych obydwu działek tylko czekałam spokojnie – na pewno prędzej czy później ktoś tu przyjdzie, a wtedy poznam swoich sąsiadów. No i właśnie stało się to dzisiaj! Kiedy tak leżałam na leżaczku zagłębiając się w przygody młodziutkich bohaterów opowiadania Kornela Makuszyńskiego, którzy tak pokochali teatr, że obmyślali tylko jak dostać się na spektakl bez biletu bo byli bardzo biednymi uczniami, ale mieli piękne dusze, które dopomagały się pokarmu złożonego z poezji i dramatu! A działo się to bardzo, bardzo dawno temu, na początku XX wieku kiedy miasto Lwów, bo tam działa się akcja, było miastem polskim, w którym rozkwitała nauka, literatura i teatr. Dopiero po II wojnie światowej zostało zabrane Polsce i tym, którzy tam kiedyś żyli wciąż jest bardzo smutno i tęsknią za nim. Ale takie są wyroki historii...

Nagle usłyszałam dziewczęce radosne głosiki i śmiech. Odłożyłam książkę, choć akurat byłam na etapie kiedy „sztubaki” hurmem ominęły biletera w teatrze i biegły jeden przez drugiego na „jaskółkę” czyli najwyżej położone miejsca w teatrze gdzie są najtańsze bilety i gdzie można się sprytnie pochować gdy się uda „zmylić straże” dopóki nie zacznie się spektakl! I oto co ukazało się moim oczom? Dwie jasnowłose dziewczynki w towarzystwie miłej młodej pani czyli pewnie mamy wbiegały właśnie do ogrodu rozglądając się ciekawie! Kiedy przez mały płotek spostrzegły mnie natychmiast podeszły i przywitały się przedstawiając się od razu co uwielbiam u dzieci – tą ich spontaniczność i naturalność bez niepotrzebnego krępowania się szczególnie w sytuacjach zupełnie jasnych. - „ Ja mam na imię Maja, a to moja młodsza siostra Kaja. A to nasza mama Karolinka. Tatuś ma na imię Rafał, jest jeszcze w pracy i na pewno też dzisiaj przyjdzie. Dawno tu nie byliśmy bo kiedy chodzimy do szkoły to nie mamy kiedy ale jak są wakacje i jesteśmy w domu czasami mama nas tu zabiera...„

Wobec tak uroczystej i szczegółowej prezentacji wstałam natychmiast, podałam na przywitanie rękę dziewczynkom i ich mamie i przedstawiłam się. -Ale możecie mówić do mnie „Bajaderka”! ... To ich dziecięca spontaniczność podsunęła mi „ksywkę” dla siebie, o której wcześniej nie myślałam nawet... -Ponadto są takie ciastka, które tak się właśnie nazywają, a ja bardzo lubię słodycze, zapewne tak jak wy? Tu popatrzyłam porozumiewawczo na mamę dziewczynek bo wiadomo, że dzieci bardzo lubią słodycze, ale wiadomo też, że co za dużo to niezdrowo! Ponadto lubię bajać, bo to jest takie wspaniałe kiedy człowiek odrywa się trochę od rzeczywistości i dlatego nawet nazwałam swoją działkę Bajkowo!

-A czy wy lubicie bajki i wymyślanie różnych historii i zabaw ? - zapytałam, żeby jak najszybciej zapomniały o pytaniu o słodycze i dobrze zrobiłam bo w jednej chwili jednym głosem obydwie zakrzyknęły tak donośnie, że aż Świerk-Ćwierk poruszył niespokojnie najwyższą gałęzią – TAK!!!

Po prezentacji mama zwołała dziewczynki do altanki aby pomogły jej powynosić różne rzeczy. Trzeba było po tak długim czasie przewietrzyć wszystko, poduszki, kapę na starej, ale dobrej wciąż wersalce, ich swetry trzymane na wypadek nagłego zimna, ponadto pozamiatać, pościerać kurze, poukładać od nowa różne drobiazgi. Prawie jak w domu! Bo właściwie każde pomieszczenie może być małym domem, a nawet malutkim pałacem, jeśli tylko włoży się serce w jego urządzenie, a potem czysto je utrzymuje i co najważniejsze - lubi się je i dobrze się w nim czuje....

Dziewczynki i mama spisały się dzielnie. A zaraz potem przyszedł tata dziewczynek i wziął się za koszenie trawy. Niebawem dał się poczuć jeden z najpiękniejszych zapachów jakim jest świeżo skoszona trawa....A potem wszyscy cieszyli się, że dziewczynki mają wakacje, a oni właśnie dostali urlopy i że niebawem wszyscy wyjeżdżają nad kochane polskie morze, a po powrocie będą raz po raz tutaj przychodzić i będziemy się częściej widywać....

Ewa Radomska /ciąg dalszy nastąpi.../