Lisa Gutowska
Dama się nie certoli 23
Wiele lat temu wyszedł w „Książce i Wiedzy” mój tomik felietonów o tej damie, co się nie certoliła, potem jego drugie wydanie oraz ‘Sekretarka z klasą’ i ‘Kobieta z klasą’. Wszystkie o tym jak trzeba się zachowywać w różnych sytuacjach. Napisałam na ten temat dziesiątki artykułów i doradzałam w telewizjach śniadaniowych. A ciągle natykam się na sytuacje, które mnie dziwią, drażnią, złoszczą. Dobrze wiem, że nie wszyscy ludzie, którzy mają za nic innych i zachowują się delikatnie mówić – niewłaściwie, nie znają zasad savoir vivre. Ale i oni, jeśli rozpoznają się w podsuniętym lusterku, może zachcą zmienić swój sposób działania.
Inni być może nigdy nie zastanowili się nad tym co czynią. Daję im szansę.
Lisa Gutowska
Jeżeli średnia pensja w Polsce, to około 4 tys., to dlaczego tylu ludzi dookoła narzeka na swoje finanse? Wiem dlaczego – nie uważali w szkole, gdy mowa była o statystyce. Średnie dochody to takie, które powstają z wyliczenia tych najwyższych i najniższych zsumowanych i podzielonych przez liczbę pracujących. Wystarczy ktoś jeden zarabiający krocie, żeby zawyżał średnią wszystkim innym i jest jak w tym dowcipie – jeżeli mąż zdradza sąsiadkę dwa razy w miesiącu, a mój mnie wcale, to statystycznie jestem zdradzana raz w miesiącu. Naprawę liczy się przeciętna pensja. Czyli taka, jaką ma najwięcej osób. A to już zupełnie inna suma – około 2 tys. I bardziej zgadza się to z tym co widzę. Nie chcę tu wkurzać tych, którzy nie mają nawet tyle. Chodzi mi właśnie o taką najczęstszą sytuację materialną.
A jeśli jest taka, to dlaczego we wszystkich polskich komediach, większości seriali, a już na pewno w kolorowych pismach oglądam piekielnie drogie kosmetyki, ciuchy, urządzenie mieszkań, restauracyjki i wyjazdy wakacyjne?. Jeśli większości i tych młodszych i tych starszych nie bardzo stać na luksusy, to po co mają się stresować. Istnieją jakby dwa światy – ten z reklam i ten realny. Panie dorabiające do emerytury na kasie w Biedronce, czytają, że koniecznie powinny zrobić sobie zabieg na twarz po 2 tys. sztuka z koniecznością powtarzania co miesiąc. Nie mam nic przeciw medycynie estetycznej, choć wolałabym większą dostępność badań i konsultacji u zwykłych dermatologów na ubezpieczenie. Porady kosmetyczne z produktami nie rujnującymi domowych budżetów. Modne ciuszki, których nie trzyma się w sejfie i nie zapisuje potomnym.
Wiem, że odległe i wysokie cele mobilizują. Ludzi ambitnych nie brakuje. Ale co z tymi, którzy nie chcą lub nie mogą ścigać się z Donaldem Trumpem i chcą przezywać swoje życie, może niezbyt zamożnie, ale spokojnie? Chyba gdzieś pomału, boczną drogą dociera do nas trend – spoko i po swojemu. Nie każdy musi być celebrytą i mieć poczucie nieudanego życia, jeśli nie ma super konta z super forsą. Dajemy się ogłupiać reklamom i z reklamy wypływającym telewizyjnym i filmowym produkcjom. W końcu bohater naszych czasów, to będzie ktoś, kto dużo ma. Nie w głowie, w sercu, dookoła siebie. Nawet nie spokoju i szczęścia, ale trywialnie – klasy. I to mi się nie podoba. Rodzi pokusę, żeby tę forsę zdobyć za wszelką cenę. A to mi się jeszcze bardziej nie podoba.
Na szczęście można z tym, na swój prywatny użytek walczyć.
Jestem nauczycielką w małej miejscowości. Mam wspaniałych uczniów. Jestem dla nich ważna. Ciągle się dokształcam, choć to też kosztuje. Lubię – to bardzo ważne – swoją pracę. Jestem z niej dumna. Dumna ze mnie jest moja rodzina. Mam swoje miejsce w życiu i brak futra z soboli, bajeranckiej torebki i pantofelków za trzy moje pensje, nie spędza mi snu z powiek. Jeśli ktoś realnie lub przez media usiłuję mi wprost lub aluzjami dać do zrozumienia, że wszyscy są ode mnie lepsi, to ja go skreślam. Jakiś skryba, który sam nie ma na czynsz, wypisuje mi, że dopiero jakaś rzecz, przedmiot czyni moje życie wartościowym, to ja nie otwieram tego kanału, nie kupuje tej gazety. Po co mam sobie psuć samopoczucie. Jestem tu, gdzie jestem. Robię to, co lubię i umiem. Żyję na swoją miarę i byłabym bardzo zadowolona, gdyby nie podgryzanie. – Nie masz tego? Nie byłaś tam? Nie tańczyłaś z gwiazdami? Ciągle mam się czuć gorsza. Ciągle nie dorastać do innych. Fundować sobie depresje i nerwice. Dlaczego? Żebym kupowała, kupowała i jeszcze raz kupowała. Nic z tego. Nie jestem magazynem na rzeczy.
Naprawdę liczy się mój spokój, moje kontakty z ludźmi, moje zadowolenie z tego co robię. A ja lubię być nauczycielką, urzędniczką, ekspedientką. W tańcu gwiazdami czułabym się nie na miejscu.
Pomału, po czasie zachłyśnięcia się dostępnością światowych produktów zaczynamy cenić naszą, lokalną, sezonową żywność. Nie chcemy sycylijskich czereśni w kwietniu, ale te o smaku znanym z dzieciństwa, nawet, jeśli poczekamy na nie do lipca.
Podobnie jest z całym naszym życiem. Nie ma sensu dawać sobie wmawiać – choć robią to fachowcy i bardzo biegle – że ciągle nam czegoś brak. Co musimy kupić, zrobić. To odbiera nam radość cieszenia się tym, co mamy. Nie zawsze zdajemy sobie sprawę, jak to nas osacza, jak głęboko sięga.
Skacze mi przed oczami dwudziestoletnia cudna gimnastyczka i wmawia, że ja, jeśli się postaram, też tak potrafię. Mam dość rozumu, żeby jej nie wierzyć i nie ryzykować zdrowiem. Owszem, ruch jest ważny, ale stosowny do mojego wieku, kondycji i TEGO CO LUBIĘ. Narzucona gimnastyka potrwa dwa tygodnie. Ulubione powolne włóczęgi rowerowe - jeszcze całe lata. Podobnie jest z dietą. Nie wiem, czy nie bardziej posłuży mi jedzona w spokoju bułka z masłem, niż stres codzienny związany z wyrzeczeniem się wszystkiego co dotąd jadłam na korzyść mleka kokosowego, brokułów i sushi. Nawet najdroższy krem nie przywróci mi cery nastolatki. Spoko.
Mam lat ile mam i moje zainteresowania mają prawo się zmieniać. Kto lubi seks, podryw, romans – na zdrowie. A kto spokojne czytanie o romansach, niech nie musi się z tym ukrywać. Każdy wiek ma swoje ograniczenia i zalety. Każdy własne upodobania. Warto się w nie wsłuchać po wyłączeniu na chwilę telewizora.
Nie mam zresztą nic przeciw telewizji. Dla wielu osób to jedyne towarzystwo i to sensowne towarzystwo, jeśli nie utkniemy na amen w świecie seriali i reklam.
Tysiące książek wydaje się na świecie uczących nas jak żyć. A tak naprawdę sami wiemy najlepiej co nam służy. Musimy tylko wsłuchać się w siebie i mieć do siebie zaufanie. Nie patrzeć z góry, ani z pozycji gorszego, na inne koncepcje życia. Po prostu robić swoje.
Zdjęcie: Helena Jakubowska
Inni być może nigdy nie zastanowili się nad tym co czynią. Daję im szansę.
Lisa Gutowska
Jeżeli średnia pensja w Polsce, to około 4 tys., to dlaczego tylu ludzi dookoła narzeka na swoje finanse? Wiem dlaczego – nie uważali w szkole, gdy mowa była o statystyce. Średnie dochody to takie, które powstają z wyliczenia tych najwyższych i najniższych zsumowanych i podzielonych przez liczbę pracujących. Wystarczy ktoś jeden zarabiający krocie, żeby zawyżał średnią wszystkim innym i jest jak w tym dowcipie – jeżeli mąż zdradza sąsiadkę dwa razy w miesiącu, a mój mnie wcale, to statystycznie jestem zdradzana raz w miesiącu. Naprawę liczy się przeciętna pensja. Czyli taka, jaką ma najwięcej osób. A to już zupełnie inna suma – około 2 tys. I bardziej zgadza się to z tym co widzę. Nie chcę tu wkurzać tych, którzy nie mają nawet tyle. Chodzi mi właśnie o taką najczęstszą sytuację materialną.
A jeśli jest taka, to dlaczego we wszystkich polskich komediach, większości seriali, a już na pewno w kolorowych pismach oglądam piekielnie drogie kosmetyki, ciuchy, urządzenie mieszkań, restauracyjki i wyjazdy wakacyjne?. Jeśli większości i tych młodszych i tych starszych nie bardzo stać na luksusy, to po co mają się stresować. Istnieją jakby dwa światy – ten z reklam i ten realny. Panie dorabiające do emerytury na kasie w Biedronce, czytają, że koniecznie powinny zrobić sobie zabieg na twarz po 2 tys. sztuka z koniecznością powtarzania co miesiąc. Nie mam nic przeciw medycynie estetycznej, choć wolałabym większą dostępność badań i konsultacji u zwykłych dermatologów na ubezpieczenie. Porady kosmetyczne z produktami nie rujnującymi domowych budżetów. Modne ciuszki, których nie trzyma się w sejfie i nie zapisuje potomnym.
Wiem, że odległe i wysokie cele mobilizują. Ludzi ambitnych nie brakuje. Ale co z tymi, którzy nie chcą lub nie mogą ścigać się z Donaldem Trumpem i chcą przezywać swoje życie, może niezbyt zamożnie, ale spokojnie? Chyba gdzieś pomału, boczną drogą dociera do nas trend – spoko i po swojemu. Nie każdy musi być celebrytą i mieć poczucie nieudanego życia, jeśli nie ma super konta z super forsą. Dajemy się ogłupiać reklamom i z reklamy wypływającym telewizyjnym i filmowym produkcjom. W końcu bohater naszych czasów, to będzie ktoś, kto dużo ma. Nie w głowie, w sercu, dookoła siebie. Nawet nie spokoju i szczęścia, ale trywialnie – klasy. I to mi się nie podoba. Rodzi pokusę, żeby tę forsę zdobyć za wszelką cenę. A to mi się jeszcze bardziej nie podoba.
Na szczęście można z tym, na swój prywatny użytek walczyć.
Jestem nauczycielką w małej miejscowości. Mam wspaniałych uczniów. Jestem dla nich ważna. Ciągle się dokształcam, choć to też kosztuje. Lubię – to bardzo ważne – swoją pracę. Jestem z niej dumna. Dumna ze mnie jest moja rodzina. Mam swoje miejsce w życiu i brak futra z soboli, bajeranckiej torebki i pantofelków za trzy moje pensje, nie spędza mi snu z powiek. Jeśli ktoś realnie lub przez media usiłuję mi wprost lub aluzjami dać do zrozumienia, że wszyscy są ode mnie lepsi, to ja go skreślam. Jakiś skryba, który sam nie ma na czynsz, wypisuje mi, że dopiero jakaś rzecz, przedmiot czyni moje życie wartościowym, to ja nie otwieram tego kanału, nie kupuje tej gazety. Po co mam sobie psuć samopoczucie. Jestem tu, gdzie jestem. Robię to, co lubię i umiem. Żyję na swoją miarę i byłabym bardzo zadowolona, gdyby nie podgryzanie. – Nie masz tego? Nie byłaś tam? Nie tańczyłaś z gwiazdami? Ciągle mam się czuć gorsza. Ciągle nie dorastać do innych. Fundować sobie depresje i nerwice. Dlaczego? Żebym kupowała, kupowała i jeszcze raz kupowała. Nic z tego. Nie jestem magazynem na rzeczy.
Naprawdę liczy się mój spokój, moje kontakty z ludźmi, moje zadowolenie z tego co robię. A ja lubię być nauczycielką, urzędniczką, ekspedientką. W tańcu gwiazdami czułabym się nie na miejscu.
Pomału, po czasie zachłyśnięcia się dostępnością światowych produktów zaczynamy cenić naszą, lokalną, sezonową żywność. Nie chcemy sycylijskich czereśni w kwietniu, ale te o smaku znanym z dzieciństwa, nawet, jeśli poczekamy na nie do lipca.
Podobnie jest z całym naszym życiem. Nie ma sensu dawać sobie wmawiać – choć robią to fachowcy i bardzo biegle – że ciągle nam czegoś brak. Co musimy kupić, zrobić. To odbiera nam radość cieszenia się tym, co mamy. Nie zawsze zdajemy sobie sprawę, jak to nas osacza, jak głęboko sięga.
Skacze mi przed oczami dwudziestoletnia cudna gimnastyczka i wmawia, że ja, jeśli się postaram, też tak potrafię. Mam dość rozumu, żeby jej nie wierzyć i nie ryzykować zdrowiem. Owszem, ruch jest ważny, ale stosowny do mojego wieku, kondycji i TEGO CO LUBIĘ. Narzucona gimnastyka potrwa dwa tygodnie. Ulubione powolne włóczęgi rowerowe - jeszcze całe lata. Podobnie jest z dietą. Nie wiem, czy nie bardziej posłuży mi jedzona w spokoju bułka z masłem, niż stres codzienny związany z wyrzeczeniem się wszystkiego co dotąd jadłam na korzyść mleka kokosowego, brokułów i sushi. Nawet najdroższy krem nie przywróci mi cery nastolatki. Spoko.
Mam lat ile mam i moje zainteresowania mają prawo się zmieniać. Kto lubi seks, podryw, romans – na zdrowie. A kto spokojne czytanie o romansach, niech nie musi się z tym ukrywać. Każdy wiek ma swoje ograniczenia i zalety. Każdy własne upodobania. Warto się w nie wsłuchać po wyłączeniu na chwilę telewizora.
Nie mam zresztą nic przeciw telewizji. Dla wielu osób to jedyne towarzystwo i to sensowne towarzystwo, jeśli nie utkniemy na amen w świecie seriali i reklam.
Tysiące książek wydaje się na świecie uczących nas jak żyć. A tak naprawdę sami wiemy najlepiej co nam służy. Musimy tylko wsłuchać się w siebie i mieć do siebie zaufanie. Nie patrzeć z góry, ani z pozycji gorszego, na inne koncepcje życia. Po prostu robić swoje.
Zdjęcie: Helena Jakubowska
Dołącz do dyskusji - napisz komentarz
Artykuł nie posiada jeszcze żadnych komentarzy.
Dodaj pierwszy komentarz i bądź motorem nowej dyskusji. Zachęcamy do tego.