Lisa Gutowska

Dama się nie certoli 25

 Hejt nasz powszedni
Wiele lat temu wyszedł w „Książce i Wiedzy” mój tomik felietonów o tej damie, co się nie certoliła, potem jego drugie wydanie oraz ‘Sekretarka z klasą’ i ‘Kobieta z klasą’. Wszystkie o tym jak trzeba się zachowywać w różnych sytuacjach. Napisałam na ten temat dziesiątki artykułów i doradzałam w telewizjach śniadaniowych. A ciągle natykam się na sytuacje, które mnie dziwią, drażnią, złoszczą. Dobrze wiem, że nie wszyscy ludzie, którzy mają za nic innych i zachowują się delikatnie mówić – niewłaściwie, nie znają zasad savoir vivre. Ale i oni, jeśli rozpoznają się w podsuniętym lusterku, może zachcą zmienić swój sposób działania.

Inni być może nigdy nie zastanowili się nad tym co czynią. Daję im szansę.

Lisa Gutowska

Jesteśmy dobrymi, spokojnymi ludźmi. Może trochę plotkujemy, ale przecież niegroźnie. Nie wszystkich lubimy, ale nie ma obowiązku. Unikamy tych, którzy w naszym pojęciu, zachowują się niewłaściwie. To chyba normalne. I mamy do tego prawo. Nie musimy przyjaźnić się z panią, która pożycza i nie oddaje. Z panem, który nie troszczy się o swoje dzieci. A nawet z tym uroczym starszym dżentelmenem, który grubym czarnym ołówkiem podkreśla interesujące go zdania w książce z biblioteki. Nie tylko ich nie lubimy, ale oburzają nas. Chcemy dać im do zrozumienia, że ich obyczaje są naganne. Czy jest w tym coś złego? Nic, a nic. Przeciwnie, wiele osób musi pilnie uczyć się asertywności, żeby swoim brakiem reakcji, nadmierną uprzejmością nie sankcjonować z zachowań, których naprawdę nie akceptują. W czym więc problem, jeśli zachęcam do jasnego wyrażania swoich opinii i odcinania się od ludzi o nieakceptowanych przez mnie zachowaniach? Nie tylko nie będę uprzejma dla bydlaka znęcającego się nad zwierzętami, ale wygarnę mu to wprost. Powiem co myślę komuś, kto bez sensu zatruwa innym życie hałasem. Śmieci, niszczy wspólne mienie, albo dręczy słabszych. Czy to jest hejt? Nie. To działanie w samoobronie. Również obronie tego, co uważam z słuszne. Ale…  Jest różnica między pilnowaniem nocnej ciszy, a wcinaniem się w cudze sprawy. Nie zrobię miny pt - co ona z siebie zrobiła-, gdy minie mnie pani ubrana w namiot z lusterkiem wstecznym i wodotryskiem na kapeluszu. Na ulicy wolno jej demonstrować swój gust, tak jak i mnie. Gdyby szarpała swoje dziecko, zareaguję. To przekroczenie normy.

Mówimy tu cały czas o sytuacjach bezpośrednich. Ktoś robi coś, co mi przeszkadza, nie podoba się, krzywdzi mnie. Mam prawo do obrony.

Mam prawo walczyć o swoje widzenie świata. Pisać książki, artykułu i nawoływać we wszelki cywilizowany sposób – ludzie, szanujcie ciszę. Hałas wam szkodzi. Założyć organizację, powoływać się na badania, podawać przykłady z życia. Ale nie mam prawa ogłaszać w Internecie, że ten pan, który hałasuje co noc – już on wie kto  – i tu inwektywy dotyczące jego urody, raczej jej braku, pochodzenia, zagubnych obyczajów erotycznych, bliższej i dalszej rodziny. Nie mam też prawa grozić mu czymkolwiek innym poza wykluczeniem towarzyskim i nasłaniem patrolu policji.

A tu nagle okazuje się, że tysiące ludzi anonimowo nie tylko straszliwie obszczekują – przepraszam pieski – swoich bliźnich, ale też grożą im obrzydliwie.
Ważne jest ta internetowa anonimowość. Jak mnie nie widać, to jestem bardzo odważny. Anonimowa, to znaczy, że można się sprawy wyprzeć i udawać normalnego człowieka. Mijając na schodach sąsiadów, uśmiechać się do niech. Nie wiedzą, że pod wrednym nikiem zatruwam życie nieznanym sobie z bliska osobom. Przecież to nie kosmici wypisują te paskudztwa. To nasi sąsiedzi, krewni, znajomi. Nocą stukają w klawiaturę dowalając komu się da.   

Właśnie – komu? Zaczyna się od ludzi znanych. Celebrytów, polityków, artystów. Po co wchodzić z nimi w dyskusje, kiedy można napisać – ty świński ryju, albo gorzej. Wyśmiać czyjś wygląd, rodzinę. Przecież ludzie publiczni muszą to znosić. Są znani, na pewno bogaci, niech cierpią. Za moją krzywdę.

Jaką krzywdę? Jak to jaką? – On ma, a ja nie mam. A, że on ma talent, a ja nie, on się uczy, ciężko zasuwa, a ja nie, to już nieistotne drobiazgi. Odniósł jakikolwiek sukces – to mu dołożyć. Hejt należy się też wszystkim, którzy myślą, a nawet wygadają inaczej. Również wtedy, gdy ich poglądy i motywacje nie są mi dobrze znane.

Hejtujący nie odczuwa kontaktu ze swoją ofiarą, która jest tam gdzieś na końcu kabla, w cyberprzestrzeni. Nie widzi jej łez, cierpienia, wstydu. Ale pomalutku się oswaja ze swoją rolą. Jakże bezkarnie przyjemną. Już nie tylko dokłada telewizyjnej gwieździe, ale i koleżance z klasy, z pracy. Czyta inne wpisy. Uczy się nowych słów. Już wie, że można posyłać całymi bajtami paskudne groźby. Uczy się jak uniknąć zdemaskowania. Widzi, że inni są jeszcze bardziej okrutni. Właściwie nie ma granic.

Ale ona są. I przekraczanie ich nie jest bezkarne. Jeśli pozwolimy dziecku na to żeby pluło jedzeniem, to jutro spróbuje rzucić talerzem. Naturalnie testuje jak daleko może się posunąć. Niehamowane wyrasta na dzikusa. Dorosły bezmyślny dzikus robi to samo. Nie ma bariery – idę dalej. To znaczy, że wszystko jest dozwolone. Widać to wszędzie dookoła. Pierwsza osoba, która rzuciła „mięsem” w Sejmie budziła powszechne zdumienie. Dziś to normalka. Tak wolno.

Za chwilę ktoś komuś przyłoży. W Internecie jest to samo.

Otrzaskanie się z hejtem w komputerze ma konsekwencje w realu.  Granice się przesuwają, można sobie pozwolić na więcej. Tylko naprawę silni umieją trzymać się w ryzach. Reszta nie. Daje upust swojej frustracji, albo nawet zwykłemu złemu humorowi. Jak alkoholikom, wydaje im się, że panują nad sobą. Gdy tylko zachcą mogą zachowywać się grzecznie. I na początku tak jest. Ale tylko na początku. Obrzydliwe słowa, groźby, nienawiść siedzi w środku i buzuje. Ktoś o tak obniżonej odporności, przyzwyczajony do hejtu sam nie wie kiedy wybuchnie przekleństwami, albo posunie się do rękoczynów. I ofiarami już nie będę gwiazdy, ale ktoś z otocznia. Znajomy lub nieznajomy. To jest jak choroba.

I choroby wyzwala. Wśród ludzi przestrzegających norm, ktoś o słabszej psychice będzie sobie żył spokojnie. Nabuzowany hejtem, w poczuciu braku barier, ujawni swoje słabości. Zrobi krzywdę sobie lub bliźnim.

Specjaliści twierdzą, że wysoka fala hejtu dopiero do nas płynie. Ale przecież nie jesteśmy bezbronni. Mogę nie używać brzydkich słów, mogę nikomu nie wygrażać. Mogę zastanawiać się nad racjami tych, którzy myślą inaczej. Mogę wyrażać swój sprzeciw w cywilizowany sposób. I mogę nie pozwalać na dzikie zachowania w moim otoczeniu. Każdy może. Nie pójdę na barykady, nie rzucę się na chuliganów. Ale nie zaproszę na niedzielny obiad wujka Staszka, bo już przy drugim daniu zaczyna opowiadać o polityce wyłącznie brzydkimi słowami. Niech siedzi domu. Zadziorna babcia też potrafi mówić przykre rzeczy. Nie odwiedzimy jej jutro. A tej koleżance, co to opowiada, że Kożuchowska ma cellulit, poradzimy, żeby zajęła się własnym.
Hejt czyha na nasze spokojne duszyczki.. Nie dajmy się.
                                                                                                                                                      

Dołącz do dyskusji - napisz komentarz

Prosimy o zachowanie kultury wypowiedzi.
Obraźliwe komentarze są blokowane wraz z ich autorami.

  • marta 20/07/2016, 8:35

    to co ludzie wypisują w anonimowych komentarzach w internecie to niestety koszmar, moim zdaniem wynika to też czasem z bezsilności - nie ma on/ona na kim wyładować swojej frustracji to "ciach" chociaż coś sobie napisze