Lisa Gutowska
Dama się nie certoli 26
Dama na wakacjach
Wiele lat temu wyszedł w „Książce i Wiedzy” mój tomik felietonów o tej damie, co się nie certoliła, potem jego drugie wydanie oraz ‘Sekretarka z klasą’ i ‘Kobieta z klasą’. Wszystkie o tym jak trzeba się zachowywać w różnych sytuacjach. Napisałam na ten temat dziesiątki artykułów i doradzałam w telewizjach śniadaniowych. A ciągle natykam się na sytuacje, które mnie dziwią, drażnią, złoszczą. Dobrze wiem, że nie wszyscy ludzie, którzy mają za nic innych i zachowują się delikatnie mówić – niewłaściwie, nie znają zasad savoir vivre. Ale i oni, jeśli rozpoznają się w podsuniętym lusterku, może zachcą zmienić swój sposób działania.
Inni być może nigdy nie zastanowili się nad tym co czynią. Daję im szansę.
Najlepiej na jakichś romantycznych- zagranicznych. Tylko, że drogo i coraz niebezpieczniej. Ale my, Polacy jesteśmy odważni i z groszem się nie liczymy.
Nie tylko dlatego, że tak lubimy dalekie wojaże. Ale po powrocie trzeba opowiedzieć rodzinie, znajomym, w pracy – gdzie się było. E, w Rewalu. Wstyd się przyznać. Gdyby jeszcze jakieś wymyślne SPA. Ale nad polskie morze i w góry starsze roczniki najeździły się na kolonie, obozy i wczasy pracownicze z rodzicami. Teraz po prostu wypada zwiedzać świat. W dzikim tłumie takich samych nieszczęśników przepychać się w kolejnych kościołach Toskanii, albo zatłoczonych azjatyckich bazarach. Drogo, niezbyt komfortowo. Człowiek się boi, nie dośpi, nie wie co właściwie je, a jeszcze jak wróci do kraju, to wuj Józio powie – nie byliście w Patagonii? W tym sezonie tylko Patagonia. Stanowczo bardziej opłaca się pojechać nad jakieś spokojne polskie jezioro zabierając ze sobą dobry podręcznik asertywności. Asertywność przyda się zresztą wszędzie i nie tylko w czasie wakacji. Choć odpowiedzi na pytania zadawane jadowitym głosikiem – no, to gdzie ty właściwie w tym roku się wybierasz? – warto ćwiczyć już od Zielonych Świątek. Ja wyjeżdżam do Tęczowa Wielkiego nad jezioro Sianulka. Nie znacie?!!! Nie słyszeliście o sławnym pensjonacie Zorza?!!! Naprawdę?!!! Niech się głowią, niech szukają po atlasach. Czy to ładnie tak oszukiwać ludzi? A czy to ładnie wypytywać mnie nie biorąc pod uwagę, że może nie wyjeżdżam nigdzie, bo mnie nie stać, bo nie czuję się dobrze, bo samej tak jakoś. I nie chcę o tym opowiadać wszem i wobec. Każdy, kto nie chce się nadziać na pensjonat Zorza nad Sianulką, niech wykaże się taktem i czujnością. Jeśli rozmówca się nie pali do zwierzeń, nie wykrzykuje od razu – a ja jadę do Pernambuki, to przystopujmy. O swoich wakacjach też opowiadajmy z umiarem. Choć ci, co zostają w domu też powinni okazać wspaniałomyślność i cieszyć się wakacyjnym szczęściem bliźnich.
A jak już pojedziemy gdzieś daleko, to i tak spotkamy wakacjujących rodaków. Świat tak się skurczył, że lepiej nie pozwalać sobie na głośne mówienie w ojczystym języku rzeczy, których nie mówilibyśmy głośno na rynku naszego miasteczka. Spotkany na uczęszczanym szlaku rodak, to nie doktor Livingston. Pomagajmy rodakom, gdy trzeba, ale nie zmuszajmy do towarzystwa. Bywa to naprawdę uciążliwe, a nawet upiorne, gdy pan, czy pani, których nigdy nie mielibyśmy okazji poznać w kraju, nagle rzuca nam się na szyję i nie odstępuje na krok. Wymusza wspólne pozowanie, zwiedzanie miejsc z wyszynkiem alkoholu, jedzenie, picie i pokazywanie sobie zdjęć bliższej i dalszej rodziny. Od pierwszego wejrzenia widać kogo takie spotkanie cieszy, kogo nie bardzo. Nie narzucajmy się. Ale też nie dajmy sobie z uprzejmości psuć wakacji obcym nietaktownym ludziom. I znów ta asertywność.
Dobrze jest przed wyruszeniem w podróż dowiedzieć się czegoś o miejscowych zabytkach, zwyczajach. Nieznajomość takich rzeczy bywa u rodaków rozczulająca i kompromitująca. Młodsze pokolenie daje sobie nieźle radę językowo. Ale starsi też mogli by się choć trochę przygotować. Nauczyć obsługiwać samouczek internetowy, najprostsze rozmówki.
Lekkie choćby oczytanie sprawi, że nie będziemy się tak strasznie dziwić wszystkiemu, co widzimy. A zwłaszcza okazywać tego zdziwienia z nutą wyższości – jak oni mogą to jeść? Takie stare odrapane domy, to i u nas są i nikt nie robi wielkiego halo.
Miło też będzie, jeśli postaramy się przestrzegać miejscowych obyczajów. Oburzy nas, gdy do naszego parafialnego kościółka ktoś wszedł na bosaka, w samych majtkach, wymachując butelka z piwem. A ilu naszych tak robi na całym świecie zwiedzając różne świątynie. Turysta jest gościem. Musi o tym pamiętać.
Zwiedzając zabytki z grupą współwycieczkowiczów, z własnym towarzystwem, lub osobistym mężem nie zawsze mamy ochotę na to samo. Niekoniecznie obejrzenie osiemnastego kościoła, czy ludowego skansenu, nawet muzeum z arcydziełami jest tym, co nas najbardziej interesuje, czy cieszy. Zamiast snuć się w grupie, czy w parze jak znudzone cienie, lepiej wybrać programy alternatywne. Witamy panią asertywność. Wycieczka tup tup do muzeum rybołówstwa, a ty sobie siadasz na schodkach czegoś tam i upajasz się widokami. Albo podziwiasz z satysfakcją miejscowe rękodzieło w okolicznych sklepikach. I wszyscy zadowoleni. Trzeba tylko mieć pomysł i coś zaproponować. Najczulsza para nie musi się ciągle trzymać za rączkę.
Przeliczanie na zakupach miejscowych cen na krajową walutę, to specjalności turystyczna wszystkich nacji. Ale głośne i niezbyt przychylne ocenianie tych cen, towarów i przy okazji całej kupieckiej warstwy gościnnego kraju, to już amatorskie przedstawienie. Jego aktorzy nie chcę zrozumieć, że kupcy wszędzie szybko łapią potrzebne zwroty w języku kupujących. Często rozumieją niegrzeczne odzywki swoich klientów i odpłacają pięknym z nadobne. Dostaję się również niewinnym.
O tym, że na wakacjach potrzebujemy ciszy, wszyscy wiedzą. Nikt nie hałasuje bez sensu w hotelu, nie nawołuje dzieciaków na plaży. Ochrona obcych ludzi przed naszymi kochanymi szkrabami, to oddzielny rozdział. To po prostu obowiązek cywilizowanych ludzi. Puszczanie samopas rozkosznych maluchów, wieczne ich szukanie, strofowanie, przewijanie przy cudzym jedzeniu, to horror, który może popsuć najlepsze wakacje.
Panom doradzałabym okazywanie względów damom, zwłaszcza obcym, wyłącznie na życzenie. Namolność wykluczona.
Najogólniejsza zasada zachowania się na zagranicznych wyjazdach mówi - zachowuj się tak, jak w domu, tylko lepiej. Warto się trochę wysilić. Jak nas widzą, tak nas piszą. I wedle tego traktują nas wszystkich.
i
Inni być może nigdy nie zastanowili się nad tym co czynią. Daję im szansę.
Najlepiej na jakichś romantycznych- zagranicznych. Tylko, że drogo i coraz niebezpieczniej. Ale my, Polacy jesteśmy odważni i z groszem się nie liczymy.
Nie tylko dlatego, że tak lubimy dalekie wojaże. Ale po powrocie trzeba opowiedzieć rodzinie, znajomym, w pracy – gdzie się było. E, w Rewalu. Wstyd się przyznać. Gdyby jeszcze jakieś wymyślne SPA. Ale nad polskie morze i w góry starsze roczniki najeździły się na kolonie, obozy i wczasy pracownicze z rodzicami. Teraz po prostu wypada zwiedzać świat. W dzikim tłumie takich samych nieszczęśników przepychać się w kolejnych kościołach Toskanii, albo zatłoczonych azjatyckich bazarach. Drogo, niezbyt komfortowo. Człowiek się boi, nie dośpi, nie wie co właściwie je, a jeszcze jak wróci do kraju, to wuj Józio powie – nie byliście w Patagonii? W tym sezonie tylko Patagonia. Stanowczo bardziej opłaca się pojechać nad jakieś spokojne polskie jezioro zabierając ze sobą dobry podręcznik asertywności. Asertywność przyda się zresztą wszędzie i nie tylko w czasie wakacji. Choć odpowiedzi na pytania zadawane jadowitym głosikiem – no, to gdzie ty właściwie w tym roku się wybierasz? – warto ćwiczyć już od Zielonych Świątek. Ja wyjeżdżam do Tęczowa Wielkiego nad jezioro Sianulka. Nie znacie?!!! Nie słyszeliście o sławnym pensjonacie Zorza?!!! Naprawdę?!!! Niech się głowią, niech szukają po atlasach. Czy to ładnie tak oszukiwać ludzi? A czy to ładnie wypytywać mnie nie biorąc pod uwagę, że może nie wyjeżdżam nigdzie, bo mnie nie stać, bo nie czuję się dobrze, bo samej tak jakoś. I nie chcę o tym opowiadać wszem i wobec. Każdy, kto nie chce się nadziać na pensjonat Zorza nad Sianulką, niech wykaże się taktem i czujnością. Jeśli rozmówca się nie pali do zwierzeń, nie wykrzykuje od razu – a ja jadę do Pernambuki, to przystopujmy. O swoich wakacjach też opowiadajmy z umiarem. Choć ci, co zostają w domu też powinni okazać wspaniałomyślność i cieszyć się wakacyjnym szczęściem bliźnich.
A jak już pojedziemy gdzieś daleko, to i tak spotkamy wakacjujących rodaków. Świat tak się skurczył, że lepiej nie pozwalać sobie na głośne mówienie w ojczystym języku rzeczy, których nie mówilibyśmy głośno na rynku naszego miasteczka. Spotkany na uczęszczanym szlaku rodak, to nie doktor Livingston. Pomagajmy rodakom, gdy trzeba, ale nie zmuszajmy do towarzystwa. Bywa to naprawdę uciążliwe, a nawet upiorne, gdy pan, czy pani, których nigdy nie mielibyśmy okazji poznać w kraju, nagle rzuca nam się na szyję i nie odstępuje na krok. Wymusza wspólne pozowanie, zwiedzanie miejsc z wyszynkiem alkoholu, jedzenie, picie i pokazywanie sobie zdjęć bliższej i dalszej rodziny. Od pierwszego wejrzenia widać kogo takie spotkanie cieszy, kogo nie bardzo. Nie narzucajmy się. Ale też nie dajmy sobie z uprzejmości psuć wakacji obcym nietaktownym ludziom. I znów ta asertywność.
Dobrze jest przed wyruszeniem w podróż dowiedzieć się czegoś o miejscowych zabytkach, zwyczajach. Nieznajomość takich rzeczy bywa u rodaków rozczulająca i kompromitująca. Młodsze pokolenie daje sobie nieźle radę językowo. Ale starsi też mogli by się choć trochę przygotować. Nauczyć obsługiwać samouczek internetowy, najprostsze rozmówki.
Lekkie choćby oczytanie sprawi, że nie będziemy się tak strasznie dziwić wszystkiemu, co widzimy. A zwłaszcza okazywać tego zdziwienia z nutą wyższości – jak oni mogą to jeść? Takie stare odrapane domy, to i u nas są i nikt nie robi wielkiego halo.
Miło też będzie, jeśli postaramy się przestrzegać miejscowych obyczajów. Oburzy nas, gdy do naszego parafialnego kościółka ktoś wszedł na bosaka, w samych majtkach, wymachując butelka z piwem. A ilu naszych tak robi na całym świecie zwiedzając różne świątynie. Turysta jest gościem. Musi o tym pamiętać.
Zwiedzając zabytki z grupą współwycieczkowiczów, z własnym towarzystwem, lub osobistym mężem nie zawsze mamy ochotę na to samo. Niekoniecznie obejrzenie osiemnastego kościoła, czy ludowego skansenu, nawet muzeum z arcydziełami jest tym, co nas najbardziej interesuje, czy cieszy. Zamiast snuć się w grupie, czy w parze jak znudzone cienie, lepiej wybrać programy alternatywne. Witamy panią asertywność. Wycieczka tup tup do muzeum rybołówstwa, a ty sobie siadasz na schodkach czegoś tam i upajasz się widokami. Albo podziwiasz z satysfakcją miejscowe rękodzieło w okolicznych sklepikach. I wszyscy zadowoleni. Trzeba tylko mieć pomysł i coś zaproponować. Najczulsza para nie musi się ciągle trzymać za rączkę.
Przeliczanie na zakupach miejscowych cen na krajową walutę, to specjalności turystyczna wszystkich nacji. Ale głośne i niezbyt przychylne ocenianie tych cen, towarów i przy okazji całej kupieckiej warstwy gościnnego kraju, to już amatorskie przedstawienie. Jego aktorzy nie chcę zrozumieć, że kupcy wszędzie szybko łapią potrzebne zwroty w języku kupujących. Często rozumieją niegrzeczne odzywki swoich klientów i odpłacają pięknym z nadobne. Dostaję się również niewinnym.
O tym, że na wakacjach potrzebujemy ciszy, wszyscy wiedzą. Nikt nie hałasuje bez sensu w hotelu, nie nawołuje dzieciaków na plaży. Ochrona obcych ludzi przed naszymi kochanymi szkrabami, to oddzielny rozdział. To po prostu obowiązek cywilizowanych ludzi. Puszczanie samopas rozkosznych maluchów, wieczne ich szukanie, strofowanie, przewijanie przy cudzym jedzeniu, to horror, który może popsuć najlepsze wakacje.
Panom doradzałabym okazywanie względów damom, zwłaszcza obcym, wyłącznie na życzenie. Namolność wykluczona.
Najogólniejsza zasada zachowania się na zagranicznych wyjazdach mówi - zachowuj się tak, jak w domu, tylko lepiej. Warto się trochę wysilić. Jak nas widzą, tak nas piszą. I wedle tego traktują nas wszystkich.
i
Dołącz do dyskusji - napisz komentarz
Artykuł nie posiada jeszcze żadnych komentarzy.
Dodaj pierwszy komentarz i bądź motorem nowej dyskusji. Zachęcamy do tego.