Czarny kot na szczęście!

Kiedy tak rozmyślałam o szczęściu Michałka i początkach motoryzacji kątem oka zauważyłam, że pod płotem nieśmiało krąży czarny kot, który jakby zastanawiał się - można wejść czy nie... Prawdę powiedziawszy czarne koty zawsze kojarzyły mi się z wróżbitkami albo czarownicami, preferowałam zwyczajne burasy z białymi łatkami, których czystość zawsze mnie zachwycała....No, ale skoro akurat taki się trafił, i widziałam, że akurat pod moim płotem najbardziej się kręci, zaczęłam wołać kici, kici...Najpierw znieruchomiał, a potem ostrożnie wszedł przez szczebelki furtki i idąc miękko i cichutko zaczął zbliżać się do mnie... Wszystko w nim było czarne, nawet wąsy, oprócz oczu oczywiście... Te były tak zielone jak trawa na wiosnę, patrzył na mnie uważnie i pytająco – „przygarniesz mnie bez względu na wszystko czy pogonisz jak parszywego psa” ?... Nie wiem skąd wzięło się to określenie „pogonić kogoś jak parszywego psa”. Może bardziej chodzi tu o kogoś nielojalnego, podłego, bo tacy niestety też się w życiu zdarzają, ale skąd porównanie akurat do psa i to w dodatku parszywego skoro pies uważany jest za największego i najwierniejszego przyjaciela człowieka ? Nie wiem, w każdym bądź razie czy mogłam na to ufne i trwożliwe spojrzenie odpowiedzieć inaczej jak tylko z całego serca przyzwoleniem?

Dobrze się złożyło, że miałam akurat kanapkę z całkiem smaczną kiełbaską...Rozpakowałam ją szybko i podzieliłam na pół. Położyłam na plastikowej tacce jego porcję i obserwowałam jak podchodzi ostrożnie, obwąchuje jakby sprawdzał czy nadaje się akurat dla niego, po czym spojrzał na mnie z wdzięcznością oznajmiając, że w porządku i zaczął ze smakiem zajadać. A kiedy skończył usiadł naprzeciwko mnie i zaczął oblizywać się z lubością patrząc mi miłośnie w oczy... Jego różowy języczek na czarnej mordce tym bardziej tworzył malowniczy obraz, a białe ząbki ukazujące się raz po raz przypominały mi o tym, że ten miły mruczek to jednocześnie łowca i niezły drapieżnik....Ale taka była już jego natura, tak się urodził, do polowań, i należało to uszanować...

Wtem podniósł łebek do góry jakby nasłuchując czegoś...Podniosłam także i ja głowę i wtedy zobaczyłam stado białych gołębi, które nadlatywały wysoko z cichym poszumem skrzydeł. Zaczęły krążyć nad nami jakby chciały tym uczcić mojego nowego przyjaciela....Po paru okrążeniach odleciały, a myśmy patrzyli na siebie i nasze oczy mówiły za nas...

Od tej pory Czarny Kot, bo tak go nazwałam, przychodził systematycznie, kiedy tylko swoim kocim zmysłem wyczuł, że zbliżam się... A ja w torbie już zawsze miałam przysmak dla niego, których teraz tyle można w sklepach kupić...Kiedy zjadał, siadał naprzeciwko mnie i oblizywał się, towarzyszył mi w mojej krzątaninie, patrzył jak na malutkiej grządce coś tam wyrywam, coś sadzę, by po jakimś czasie swoim miękkim truchtem iść w swoją stronę....Co będzie zimą, martwiłam się, jak ją przetrwa, czy da się zabrać do domu? Ale do zimy było jeszcze parę miesięcy, na razie lato było w pełni i przynosiło piękne kolory dla oczu i zapachy, od których aż kręciło się w głowie...

Rozkwitło bowiem wszystko i wszystko pachniało… I kwiaty - piwonie, dalie i róże i moje Sosenki-Senki i Świerk-Ćwierk, których cudowny zapach lasu, mieszał się z aromatem kwiatów.... Przyroda odtruwała miejskie powietrze, chociaż na tej małej przestrzeni powracała do natury, rozgrzana ziemia pod stopami stawała się bliska tak jak jej nazwa - „matka ziemia”, świergot ptaków, w tym nawet walecznych srok przynosił ukojenie skołatanych i nadwerężonych ciągłym kontaktem z wszechobecną techniką i jej impulsami nerwów... Człowiek jest niezbywalną częścią natury i tylko w niej może znaleźć swoje ukojenie i odradzać się wciąż na nowo...

Pojawienie się Czarnego Kota w Bajkowie zaspokoiło w jakimś sensie moje marzenie o posiadaniu kota. Dotąd nie mogłam sobie na to pozwolić głównie z uwagi na warunki mieszkaniowe i częste wyjazdy. Uważałam, że trzymanie kota w małym mieszkaniu wśród dywanów, kap, obrusów i serwetek na stołach, mnóstwa bibelotów na regałach, a ponadto zostawianie samego na co najmniej kilka długich godzin byłoby pozbawieniem go warunków do normalnego kociego życia i skazywanie na niezasłużoną męczarnię. Ale marzenie to rekompensowałam sobie odliczaniem z podatku 1% z przeznaczeniem dla Schroniska dla Zwierząt, wystawianiem miseczki z mlekiem gdy tylko pojawił się pod moim blokiem jakiś kot i ... wycinaniem z gazet wszelkich informacji i wiadomości na temat tych tajemniczych i niepowtarzalnych zwierząt. Przez kilkanaście lat zebrało się tego trzy albumy i czego to w nich nie było! Niektóre informacje były naprawdę sensacyjne i tylko koty byłoby na takie wydarzenia stać. Przykłady?

Proszę bardzo zaczynając od tego, że świat bez kota nie byłby pełnym światem! No bo właśnie Pan Bóg po stworzeniu świata spojrzał na swoje dzieło i zafrasował się. Czegoś Mu brakowało. Uśmiechnął się dopiero, gdy na świecie pojawiło się kociątko. -„Od ciebie należało zacząć” - powiedział Stwórca do kota...A co dzieje się 17 stycznia w dzień św. Antoniego każdego roku ? Do kościołów przychodzą tysiące właścicieli kotów, ale nie tylko, także innych zwierząt aby zostały pobłogosławione bo to zapewni im długie życie w doskonałym zdrowiu. A co do św. Antoniego to był on egipskim mnichem z IV wieku, mieszkał na pustyni i bardzo lubił zwierzęta domowe, dlatego też kościół katolicki ustanowił go ich patronem...

Jeszcze jednego świętego, a raczej świętą mają koty „za sobą”. Jest to św. Gertruda z Niveles , miejscowości w Belgii, która także opiekuje się chorymi. A dla chorych koty mają ponoć wpływ uzdrawiający co raz po raz udowadniają naukowcy. Są naturalnym środkiem uspakajającym, przebywanie z nimi obniża poziom stresu, powoduje spadek ciśnienia krwi i spowolnienie tętna. No i sprawiają, że domy, w których są mają duszę...Zresztą mruczący kot na kolanach kiedy głaszczemy jego milutkie ciepłe futerko – czy to nie jest jedna z największych ziemskich rozkoszy?

Na kotach „poznano się” już tysiące lat temu przypisując im w ogóle aż cechy boskie i nadprzyrodzone ze względu na cechy, które dla człowieka i do tej pory są nieodgadnione. W Egipcie, w żyznych dolinach Nilu, koty niszczyły gryzonie, ratowały całe magazyny zboża przez co ludności nie groził głód. Miasto Bubastis było poświęcone kotom. Rządziła w nim bogini-kotka Bastet mieszkająca w pałacu pełnym rzeźb kotów. Rodzina, w której zdechł kot przywdziewała szaty żałobne i na znak smutku goliła włosy i brwi...Koty chowano oczywiście na specjalnie dla nich przeznaczonym cmentarzu, wiele balsamowano...A już najbardziej o kulcie kota w Egipcie świadczy wydarzenie z czasów wojny persko-egipskiej. Persowie podczas jednej z bitew zamiast tarcz nieśli żywe koty. Egipcjanie nie chcąc zabijać ukochanych zwierząt zrezygnowali z walki i odeszli...

Islam także kochał koty. Podobno Mahomet odciął połę swojej szaty na której spała jego ulubiona kota Muezzy, aby jej nie budzić! Miejsce dla kotów było także w Europie, jeszcze w X wieku kodeks walijski chronił koty i przewidywał karę za zanęcanie się i zabijanie ich. To dopiero Papież Innocenty w 1484 roku usankcjonował polowanie na koty jako na siedlisko szatana, grzechu i „towarzysza” czarownic. Na szczęście z czasem zaczęto łaskawszym okiem patrzeć na nie aby w czasach współczesnych stał się „mruczek” pożytecznym i niedoścignionym „fachowcem” w łapaniu myszy i szczurów co ma ogromne znaczenie szczególnie w zapobieganiu tej pladze miast i wsi, przyjacielem człowieka, a czasami jedynym jego bliskim...
Ewa Radomska /ciąg dalszy nastąpi.../