Biedni bezdomni...
Już z daleka czuć było swąd
spalenizny. Wchodziłam na działki z drżącym sercem. U mnie coś się
stało? Zawsze pierwsza myśl jest taka – żeby tylko nie u siebie. A potem
żeby też nie u tych, których znamy i lubimy, a jeszcze następna, że po
co w ogóle jakieś nieszczęście się stało? Bo swąd był tak silny i duszący, że na pewno nie był z ogniska spalającego liście...Kiedy już z daleka zamajaczyło mi „całe i zdrowe” Bajkowo odetchnęłam z ulgą! Ale
też zaraz pobiegłam w stronę działki pana „Dzień dobry o poranku”. Tutaj
też wszystko było w porządku. A zatem gdzie paliło się i co się stało?
Gdy tak stałam zdyszana pod furtką wyszedł z altanki pan „Dzień dobry o poranku” i wyjaśnił wszystko. Bezdomni od jakiegoś czasu mieszkali w opuszczonej altance na skraju działek, zaprowadzili tam istne „gospodarstwo”. Naznosili co tylko się dało – deski, stare połamane krzesła, szmaty, garnki , i co tylko można wygrzebać ze śmietników. Urządzali pijackie libacje najtańszym winem. Raz po raz przyjeżdżała policja nie tylko uciszać ich, ale także zabrać do normalnych noclegowni, domów dziennego pobytu dla mężczyzn, ale nic z tego. Swoiście pojęta wolność w postaci brudu i alkoholu była dla nich cenniejsza nad powrót do normalnego życia. Żebranie zaś o pieniądze , nagabywanie pod sklepami każdego, nawet starowinkę, która liczy każde 10 groszy ze swojej malutkiej renciny, to swoisty hazard i sposób na życie i przeżycie, a raczej na przepicie go...Mieszkało tam dwóch aż dołączyła... kobieta! Zaczęła się pijacka miłość i alkoholowa zazdrość! Pani obdarzała swoim uczuciem to jednego to drugiego w zależności od tego ile który wydostał od „frajerów”, jak nazywano tych, którzy to z litości to na odczepnego dawali parę drobniaków natrętnym i natarczywym „biedakom”. Aż w końcu sytuacja sięgnęła zenitu. Najpierw pobili się o swoją „damę”, a na zgodę wypili więcej niż zwykle bo i „dama” dołożyła się ze swojej puli. Kiedy od papierosa zaczęły palić się gazety i szmaty wszyscy już spali pijackim snem nie do przebudzenia. Spalili się wszyscy troje…
Dlaczego ludzie aż tak staczają się? Przecież byli też kiedyś dziećmi, mieli swoje marzenia, chodzili do szkoły, mieli kolegów, jakąś rodzinę jakakolwiek by ona nie była...Czy to oni sami doprowadzili się do takiego stanu przez swój słaby charakter czy inni tak im dokuczyli, że stracili wiarę we wszystko, a najbardziej w samych siebie?
- „ Kiedy przyszedłem wcześnie rano karetki, straż pożarna i ten swąd, który czuć do tej pory spowodował, że poszedłem w tamtą stronę zobaczyć co się stało... Same zgliszcza, a wśród nich zauważyłem niedopalony mały obrazek... To reprodukcja „Słoneczników” Van Gogha....Żółte słoneczniki w wazonie, dające nadzieję na spokój i domowe ciepło... Widać któryś z nich był wrażliwy na sztukę, a może sam kiedyś marzył o malowaniu? Zabrałem ten obrazek. Niech będzie teraz u mnie jako pamiątka po człowieku , który gdzieś go kiedyś znalazł, przygarnął, powiesił w swoim przysposobionym „domu”, patrzył może w samotności zapijając się, bo tyle tylko mu z życia zostało...”.
Ten dzień był smutny w Bajkowie. Nawet Świerk-Ćwierk i Sosenki – Senki stały jakby w żałobie, ich igiełki pociemniały, a szyszki straciły swój złocisty odcień. Siedziałam na ławeczce pod jabłonką i patrzyłam w niebo. Może tam teraz tych troje nieszczęśników dostępuje wreszcie spokoju i godności, których zabrakło dla nich tutaj na ziemi?
I wtedy przyszedł Czarny Kot. Dawno nie był, pewnie miał swoje kocie sprawy. Podszedł zupełnie blisko i położył się prawie że u moich stóp. Wyciągnęłam rękę aby go pogłaskać, a on nie cofnął się, nie zaczął uciekać tak jakby wyczuł mój smutek...Głaskanie go przyniosło mi ulgę i odsunęło smutne myśli... Życie trwa nadal i trzeba w nim uczestniczyć jak najlepiej się potrafi do samego końca ...
W altance miałam zapas kociej karmy. Wysypałam na specjalny talerz z jego „zastawy” i patrzyłam z radością jak zmiata wszystko! A potem ta najbardziej ulubiona chwila kiedy patrzy na mnie dziękczynnie i oblizuje się swoim różowym języczkiem!
Tą błogą chwilę przerwał dźwięk komórki. To pani Basia dzwoniła czy może przyjść bo jakoś jej smutno samej. Ależ oczywiście, jak najbardziej! Nie wiem czy wydarzenie związane z pożarem i jego tragicznym zakończeniem jeszcze bardziej nie przygnębi jej, ale chociaż będziemy we dwie razem, a to już jest zawsze na duszy lżej...
Ewa Radomska / ciąg dalszy nastąpi.../
Można już kupić książkę „Ja z Bajkowa”
zamówić ją można u autorki, cena 28 zł, wysyłając e'maila: ewadu@onet.eu
Dostępna jest także jako e-book, cena 12,30 zł poprzez zamówienie w wydawnictwie czyli: Ja, z Bajkowa-/e-book/-księgarnia internetowa Białe Pióro.
więcej http://www.kobieta50plus.pl/pl/weranda-literacka/ewa-radomska-i-bajkowo
Gdy tak stałam zdyszana pod furtką wyszedł z altanki pan „Dzień dobry o poranku” i wyjaśnił wszystko. Bezdomni od jakiegoś czasu mieszkali w opuszczonej altance na skraju działek, zaprowadzili tam istne „gospodarstwo”. Naznosili co tylko się dało – deski, stare połamane krzesła, szmaty, garnki , i co tylko można wygrzebać ze śmietników. Urządzali pijackie libacje najtańszym winem. Raz po raz przyjeżdżała policja nie tylko uciszać ich, ale także zabrać do normalnych noclegowni, domów dziennego pobytu dla mężczyzn, ale nic z tego. Swoiście pojęta wolność w postaci brudu i alkoholu była dla nich cenniejsza nad powrót do normalnego życia. Żebranie zaś o pieniądze , nagabywanie pod sklepami każdego, nawet starowinkę, która liczy każde 10 groszy ze swojej malutkiej renciny, to swoisty hazard i sposób na życie i przeżycie, a raczej na przepicie go...Mieszkało tam dwóch aż dołączyła... kobieta! Zaczęła się pijacka miłość i alkoholowa zazdrość! Pani obdarzała swoim uczuciem to jednego to drugiego w zależności od tego ile który wydostał od „frajerów”, jak nazywano tych, którzy to z litości to na odczepnego dawali parę drobniaków natrętnym i natarczywym „biedakom”. Aż w końcu sytuacja sięgnęła zenitu. Najpierw pobili się o swoją „damę”, a na zgodę wypili więcej niż zwykle bo i „dama” dołożyła się ze swojej puli. Kiedy od papierosa zaczęły palić się gazety i szmaty wszyscy już spali pijackim snem nie do przebudzenia. Spalili się wszyscy troje…
Dlaczego ludzie aż tak staczają się? Przecież byli też kiedyś dziećmi, mieli swoje marzenia, chodzili do szkoły, mieli kolegów, jakąś rodzinę jakakolwiek by ona nie była...Czy to oni sami doprowadzili się do takiego stanu przez swój słaby charakter czy inni tak im dokuczyli, że stracili wiarę we wszystko, a najbardziej w samych siebie?
- „ Kiedy przyszedłem wcześnie rano karetki, straż pożarna i ten swąd, który czuć do tej pory spowodował, że poszedłem w tamtą stronę zobaczyć co się stało... Same zgliszcza, a wśród nich zauważyłem niedopalony mały obrazek... To reprodukcja „Słoneczników” Van Gogha....Żółte słoneczniki w wazonie, dające nadzieję na spokój i domowe ciepło... Widać któryś z nich był wrażliwy na sztukę, a może sam kiedyś marzył o malowaniu? Zabrałem ten obrazek. Niech będzie teraz u mnie jako pamiątka po człowieku , który gdzieś go kiedyś znalazł, przygarnął, powiesił w swoim przysposobionym „domu”, patrzył może w samotności zapijając się, bo tyle tylko mu z życia zostało...”.
Ten dzień był smutny w Bajkowie. Nawet Świerk-Ćwierk i Sosenki – Senki stały jakby w żałobie, ich igiełki pociemniały, a szyszki straciły swój złocisty odcień. Siedziałam na ławeczce pod jabłonką i patrzyłam w niebo. Może tam teraz tych troje nieszczęśników dostępuje wreszcie spokoju i godności, których zabrakło dla nich tutaj na ziemi?
I wtedy przyszedł Czarny Kot. Dawno nie był, pewnie miał swoje kocie sprawy. Podszedł zupełnie blisko i położył się prawie że u moich stóp. Wyciągnęłam rękę aby go pogłaskać, a on nie cofnął się, nie zaczął uciekać tak jakby wyczuł mój smutek...Głaskanie go przyniosło mi ulgę i odsunęło smutne myśli... Życie trwa nadal i trzeba w nim uczestniczyć jak najlepiej się potrafi do samego końca ...
W altance miałam zapas kociej karmy. Wysypałam na specjalny talerz z jego „zastawy” i patrzyłam z radością jak zmiata wszystko! A potem ta najbardziej ulubiona chwila kiedy patrzy na mnie dziękczynnie i oblizuje się swoim różowym języczkiem!
Tą błogą chwilę przerwał dźwięk komórki. To pani Basia dzwoniła czy może przyjść bo jakoś jej smutno samej. Ależ oczywiście, jak najbardziej! Nie wiem czy wydarzenie związane z pożarem i jego tragicznym zakończeniem jeszcze bardziej nie przygnębi jej, ale chociaż będziemy we dwie razem, a to już jest zawsze na duszy lżej...
Ewa Radomska / ciąg dalszy nastąpi.../
Można już kupić książkę „Ja z Bajkowa”
zamówić ją można u autorki, cena 28 zł, wysyłając e'maila: ewadu@onet.eu
Dostępna jest także jako e-book, cena 12,30 zł poprzez zamówienie w wydawnictwie czyli: Ja, z Bajkowa-/e-book/-księgarnia internetowa Białe Pióro.
więcej http://www.kobieta50plus.pl/pl/weranda-literacka/ewa-radomska-i-bajkowo