ElKis/Sępica

Sępica/Elkis: Zuza Głowacka czyli o ciekawych osobach

Postrzeganie i tłumaczenie świata z RÓŻNYCH perspektyw jest podstawą wszelkiej wartości
Wiek 60 + stwarza  mniej okoliczności przyjemnościowych niż poprzednie etapy życia, niestety. Ale c’est  la vie  i nie ma się co chandryczyć. Bo przecież wszyscy tak mają, niezależnie od stopnia zdrowia, urody i bogactwa. 

Natomiast warto zadbać o  jedną rzecz, która i w sile wieku jest możliwa do osiągnięcia: aby mieć w swoim zasięgu  osobę nie byle jaką, nieprzeciętną, niebanalną, no po prostu ciekawą. Z którą kontakt polega nie na wspólnym jojczeniu, biadoleniu, narzekaniu i obsmarowywaniu. Ale która podzieli się z nami kawałkami życia i sposobami myślenia innymi, niż sami znamy i uprawiamy.  Opcjami, o których nie wiemy, że istnieją, barwami życia, które nas ominęły.

Sępicy trafiła się taka osoba. Gromadzi w sobie cechy o najwyższym dla niej stopniu atrakcyjności. Jest inteligentna, bystra, wrażliwa, otwarta, bezpretensjonalna i szczera. Ciekawa życia jak diabli i bystrze obserwująca ludzi. Przydarzyło jej się ciekawe doświadczenie: w ciągu 32 lat życia przerzucana była/przerzucała się pomiędzy Warszawą  i Nowym  Jorkiem, nieustannie.

Jako 15-latka, kamerując katastrofę samolotu, którym leciała, tłumaczyła, że robi to dlatego, że „szuka innego punktu widzenia”. Dla Sępicy w to mi graj. Uważa prywatnie, że postrzeganie i tłumaczenie świata z RÓŻNYCH perspektyw jest najciekawsze, jest podstawą wszelkiej wartości, wszelkiego rozwoju. Bo to, co znane, jest znane, i już. Bezpieczne, pewne, stabilne, tak, ale  znane.

Los dał Zuzannie G. życiorys  rozpostarty pomiędzy ludźmi Nowego Yorku a ludźmi Warszawy.  Dzieciństwo w hiszpańsko-dominikańsko-portorykańskiej dzielnicy, żydowskie przedszkole, szkoła publiczna na Manhattanie, studia w Bard College w stanie Nowy Jork, kurs teologii, wolontariat w więzieniu Sing Sing, semestr na studiach w Martynice, działania przy kampanii prezydenckiej Johna Kerry’ego, praca dziennikarska w New York Times, liczne i różnorodne prace dla samodzielnego utrzymania się przy życiu, wreszcie zamieszkanie na Manhattanie i aktywne życie towarzyskie  spowodowało, iż ma ona wokół siebie dziesiątki znajomych, kolegów, koleżanek i sąsiadów najróżniejszych nacji, kolorów skóry, nowojorczyków wielu zawodów.

Zuzanna G. pilnie ich obserwuje, rozmawia, analizuje, stawia znaki zapytania. W inności i odmienności szuka i potrafi odnaleźć magię. I to jest w niej fascynujące.

Jako współ-bohaterka skandalu prasowego i licytatorka dóbr po wielkim oszuście Bernardzie Madoffie, szczodrze spłaca prezent od losu. Zebrała i zgrabnie sprokurowała  dziesiątki nowojorskich obserwacji  - do degustacji dla mieszkańców nadwiślańskiej opcji swojego losu.

I jeszcze jedno: Zuzanna G. jest dowcipna. Dowcipem szczególnym: „Bobo Lolę olewa”, „Choroba, żałoba, stonoga”, „Cesarzowa minus głowa”, ”Ja uwłosiony, ty umięśniony” -potwierdzającym  wspólnotę genów z pisarzem o tym samym nazwisku.

Elżbieta Kisielewska
foto: Alicja Kozłowska


PS. Zuzanny Głowackiej atrakcyjne towarzystwo trafić się może każdemu. Wystarczy  usiąść  z nią przy książce „Manhattan pod wodą”.

Dołącz do dyskusji - napisz komentarz

Prosimy o zachowanie kultury wypowiedzi.
Obraźliwe komentarze są blokowane wraz z ich autorami.

  • Zofia52 21/10/2012, 9:08

    Sępico, a wlaściwie Elkis - tak chyba powinnam zwracać się do Pani, poruszając poniższą tematykę.
    Przeczytałam "Saturna" i ... dziękuję za zwrócenie uwagi na bardzo interesującego, młodego autora. Proza Dehnela jest soczyście obrazowa. Ta opowieść o ludziach i relacjach między nimi to jakby oświetlanie fleszem obrazów, które pokazując różne aspekty życia, tworzą obraz całości. Uruchamianie wyobraźni czytelnika i odbiorcy malarstwa Goi to prawdziwyy majstersztyk. Obrazy wylewają się, śmierdzą, szepczą i krzyczą, opisywane dosadnymi słowami wrażliwego odbiorcy - autora, który jest dla nas przewodnikiem po świecie artysty malarza.
    Elkis, dziękuję.

  • Wielbiciel 16/10/2012, 12:09

    Sami sobie jestesmy sterem. Nigdy nie wiadomo, czym mozemy byc pokierowani, jaki wplyw moze na nas miec bycie w tym i tylko w tym miejscu. Dla jednych to szczesliwscy, dla innych nieszczesliwe dzieci. Wszyscy - mniemam - mamy poszarpane zyciorysy, ktore sila rzeczy wplataja sie w zyciorysy innych.

    W tym miejscu (Ctrl+), bo wzrok oslabiony, a za oknem szarosc, mus zwiekszenia czcionki na ekranie.

    Jednym "szczesliwcom" wydaje sie, ze los sie usmiechnal i dal im wspanialy prezent. NY, niebo pelne niespodzianek, wlacznie z utrata WTC. Nie trzeba sie znajdowac w swiecie, ktory nas otacza swoja innoscia z przymusu, bo tatus tak chcial, bo mamusia sobie wymarzyla ten kierunek, by najukochanszej latorosli bylo wszystko podsuniete pod nos.

    Wystarczy spojrzec na ostatnie wydarzenia. Felix Baumgartner - niby wariat - rzuca sie w nieokreslona przestrzen, ale dobrze w pierwszej fazie widziana, ale by tego dokonac, to jest trud wykonanych cwiczen, mozolnej pracy 7 lat, by osiagnac swoj cel, spelnienia swoich marzen. Tu nie ma przypadkowosci, moze poza znajomoscia z ta czy inna osoba, ktore wlaczone byly w ten program.

    Premier przycisniety do muru, zaczyna kreowac swoja rzeczywistosc. Stara sie, ale to my jestesmy odbiorcami jego wyczynow, a nie on sam.

    Piekne, mlode kobiety, madre, bo urodzone w takich okolicznosciach, swiatu oznajamiaja, ze sa szczesliwe, by za chwile w nadzwyczajnych sytuacjach otworzyc oczy, ze sa tylko pochodna losu.

    Nie zamierzam oceniac i porownywac syna Komedy z corka Glowackiego, a tym bardziej z synem i corka Tuska.

    Szukam odpowiedzi na pytanie, jaki wplyw maja losy naszych rodzicow na nas samych i jak to co nam zostalo dane spozytkowujemy w jego konsumowaniu i przetwarzaniu?

    Tu, jeszcze kawalek uklonu do Sepicy. Spalona zostala plastikowa TECZA na Pl. Zbawiciela, nastepne dzielo tego miasta. "Przestepca" zlapany, to dobry znak, ze kara moze byc szkola, ale ile jeszcze nas czeka podobnych aktow "przemocy" na innosc? A moze to wychowanek, badz fan filmu "Pl. Zbawiciela" wyrazajacy w ten sposob swoj protest? Juz wiemy, byl pijany. Nie wiemy, dlaczego sie upil. Nie wiemy tego czy przypadkiem, ktores z rodzicow nie bylo ogrodnikiem dbajacym, za innych czasow, o naturalnosc tego miejsca w zaleznosci od pory roku. Nic nie wiemy. Znamy autorke. To i tak duzo, ale pytan nasuwa sie caly bezmiar.

    Czyz to, ze tu wpisujacy sie na tym portalu to przypadkiem nie inne przypadki, ktore nie wyrazaja zgody na to co nas zalewa? A zalewa nas. Zalewa krew, gdy w wolnym kraju zarzucane sa na nas niewidzialne sidla. Macki wszechwladzy nad jednostka, powoli, systematycznie, krok po kroku.

    Minister Boni dzisiaj nam wpajal, jakim to szlachetnym ich dzielem bedzie "wszczepianie" nam chipow. Najpier numerek odnosnik do jedynej niepowtarzalnej postaci, potem odnosniki do odpowiednich osrodkow, ktore za przycisnieciem klawisza beda znaly autora i cala wiedze o jego bolaczkach: ile razy chorowal, ile razy mial temperature, ile razy bral prochy, ile razy byl w tym sklepie, ile razy bral z bankomatu i ile razy stukal w klawiature, by dac upost swoim frustracjom?

    Jesli ktos potrafi te wiedze przetworzyc, to znaczy, ze zyjemy w swiecie Matrixa. My te swiadomosc mamy, ale co robia nasze dzieci by wszedobylskiej wladzy pomoc, wtedy uszy po sobie i przymykamy oczy i udajemy, ze to daleka przyszlosc.

    Sa szczesliwcy wsrod nas. Ja za takiego sie uwazam, choc na glowke z Palacu Kultury bym nie skoczyl, nawet gdyby byl wyzszy i gdybym mial spadochron pod pacha. Pod pacha, czy na plecach nie ma znaczenia. Nie skoczylbym. Znam kobiety, ktore to robia bez wahania i to mi wystarczy.