ElKis/Sępica
Sępica: Czas Wałęsy, mój czas
Ten zwykły robotnik towarzyszy mnie, mojemu pokoleniu, 43 lata
W sierpniu ’70 miałam 26 lat i pracowałam w Anglii. Gdy gruchnęła wieść o gdańskich zamieszkach, radzono mi, żebym nie wracała. Poszłam do polskiej ambasady. Spokojnie - powiedział pan konsul, to potrwa kilka dni i się skończy. A ten Wałęsa to kto- zapytałam. Nikt - usłyszałam. Zwykły robotnik ze stoczni.
Ten zwykły robotnik towarzyszy mnie, mojemu pokoleniu 43 lata.
Na film Wajdy poszłam natychmiast gdy się pojawił, po przeczytaniu dwu recenzji. Byłam przygotowana na genialnego Więckiewicza, dobrą Grochowską, świetne połączenie scen dokumentalnych i nieco apologetyczny ton filmu.
Ale nie byłam przygotowana na najgłębsze wzruszenie, jakiego doznałam, na ciarki przechodzące mi po rekach, na co rusz wilgotniejące oczy. Nie byłam przygotowana, że przeżyję ten film tak mocno, jak żaden w moim życiu.
Nie jestem osobą sentymentalną, a ten film poruszył mnie tak, że byłam nieomal zażenowana. Dopóki nie zrozumiałam, o co chodzi: to był film nie tylko o czasie Wałęsy, ale także o MOIM czasie.
Wrócił stan dziesiątek chwil, kiedy Historia była w moim życiu, w mojej głowie, we mnie.
Gdy niespodziewane, okrutne momenty wdzierały się w zwykłą codzienność, a ja truchlałam. Gdy niepewność, strach i groza wisiały w powietrzu, a prosty, niewykształcony, ale butny robotnik z Gdańska podejmował niezwykłe decyzje. Których skutki ponosić miała cała Polska, i ja - która w tamtym sierpniu bezpiecznie nie zostałam za granicą – też miałam ponosić.
Wajda zrobił film nie tylko świetny od strony artystycznej. Zrobił film, w którym w dwie godziny zawarł wszystko, co budziło najwyższe emocje całego naszego pokolenia, co nas przestraszało, bolało, poniżało, pomiatało. Zawarł czas, w którym facet ze stoczni to wszystko wyprostowywał - swoim uporem, swoją butą, ale też swoją charyzmą - dla swojej wolności, dla naszej wolności, dla MOJEJ wolności. Wajda zrobił film, w którym zawarł to, co generowało MOJE, osobiste odczucia tamtych lat. Gdy to do mnie doszło, zrozumiałam, że ciarki na moich rękach i mokre oczy – to nie sentymentalizm, to PRAWDA, przywołana prawdą z ekranu.
Elżbieta Kisielewska
foto: Alicja Kozłowska
PS. Panie Lechu Wałęso, powiedział Pan, że nie zachwycił Pana jego ówczesny kabotynizm. Niech się Pan nie przejmuje, spoko. Ten film wyraźnie pokazuje że gdyby był Pan skromny, dobrze wychowany, uważający, grzeczny, taktowny i miły, to Wajda nie miałby o czym kręcić filmu. Bo wszystko, co się wydarzyło, nie wydarzyło by się nigdy!
Ten zwykły robotnik towarzyszy mnie, mojemu pokoleniu 43 lata.
Na film Wajdy poszłam natychmiast gdy się pojawił, po przeczytaniu dwu recenzji. Byłam przygotowana na genialnego Więckiewicza, dobrą Grochowską, świetne połączenie scen dokumentalnych i nieco apologetyczny ton filmu.
Ale nie byłam przygotowana na najgłębsze wzruszenie, jakiego doznałam, na ciarki przechodzące mi po rekach, na co rusz wilgotniejące oczy. Nie byłam przygotowana, że przeżyję ten film tak mocno, jak żaden w moim życiu.
Nie jestem osobą sentymentalną, a ten film poruszył mnie tak, że byłam nieomal zażenowana. Dopóki nie zrozumiałam, o co chodzi: to był film nie tylko o czasie Wałęsy, ale także o MOIM czasie.
Wrócił stan dziesiątek chwil, kiedy Historia była w moim życiu, w mojej głowie, we mnie.
Gdy niespodziewane, okrutne momenty wdzierały się w zwykłą codzienność, a ja truchlałam. Gdy niepewność, strach i groza wisiały w powietrzu, a prosty, niewykształcony, ale butny robotnik z Gdańska podejmował niezwykłe decyzje. Których skutki ponosić miała cała Polska, i ja - która w tamtym sierpniu bezpiecznie nie zostałam za granicą – też miałam ponosić.
Wajda zrobił film nie tylko świetny od strony artystycznej. Zrobił film, w którym w dwie godziny zawarł wszystko, co budziło najwyższe emocje całego naszego pokolenia, co nas przestraszało, bolało, poniżało, pomiatało. Zawarł czas, w którym facet ze stoczni to wszystko wyprostowywał - swoim uporem, swoją butą, ale też swoją charyzmą - dla swojej wolności, dla naszej wolności, dla MOJEJ wolności. Wajda zrobił film, w którym zawarł to, co generowało MOJE, osobiste odczucia tamtych lat. Gdy to do mnie doszło, zrozumiałam, że ciarki na moich rękach i mokre oczy – to nie sentymentalizm, to PRAWDA, przywołana prawdą z ekranu.
Elżbieta Kisielewska
foto: Alicja Kozłowska
PS. Panie Lechu Wałęso, powiedział Pan, że nie zachwycił Pana jego ówczesny kabotynizm. Niech się Pan nie przejmuje, spoko. Ten film wyraźnie pokazuje że gdyby był Pan skromny, dobrze wychowany, uważający, grzeczny, taktowny i miły, to Wajda nie miałby o czym kręcić filmu. Bo wszystko, co się wydarzyło, nie wydarzyło by się nigdy!
Dołącz do dyskusji - napisz komentarz
jula 15/10/2013, 12:37
Bylam, obejrzałam, oklaski przyjęłam za formę aprobaty tego obrazu. Aktorzy - TAK, Wajda NIE. Głowacki TAK, brak "indentyfikatorów" historycznych postaci, NIE. Reżyser zastosował kilka kluczy, by nie powiedzieć wytrychów. Jednym był łącznik historyczny przekazywania obrączki i zegarka. Wciąż te eksponaty łączyły paręe w jedność. Wniosek, najporostszy z prostych. Wałęsie nigdy nic nie zagrażało. Jego zagrożenie było fikcją. Ocierał się o bezpiekę. Ona miała go na "widelcu".
Nie płakałam. Często się śmiałam. Konkluzja? Dobrze, że ten czas jest za nami, choć po ostatnim referendum odnoszę wrażenie, że metody wracają. Mam nadzieję, że tylko na chwile. Przekrętów była cała masa. Uśmiech pani Gronkiewicz jest znamienny, uśmiechała się, nawet jak tunel był zalany tuż po konfenencji przy jego oddaniu.
Polska, nic się nie stało!
HYMN kiboli niesie się po lesie. :(
jula 08/10/2013, 17:11
To jest niezwykły robotnik.
Zwykły dla ciuli. Ci z naszej daty doskonale wiedzą, jakie to były czasy.
Inteligencja była za kratkami, ta co jej się chciało. Nazwisk nie wymieniam.
Dla niektórych są obraźliwe.
To był czas heroizmu. Warto o tym rozmawiać. Wtedy wszyscy byliśmy zjednoczeni. Konsul w Londynie? On nie. On liczył diety, by z wygnania wrócić z plecakiem "pełnym" skarbów na przetrwanie tej wichury, która przetoczyła się przez kraj. Choćby w czasie Stanu Wojennego? Dlaczego z wielkiej litery? Bo to nazwa własna wciąż mocno siędząca w naszej pamęci.
jula 08/10/2013, 16:54
Równolatka zawsze zrozumie rownolatków. Bardziej myśle o tej fazie freudowskiej. To nie przypadek.
ElKis 08/10/2013, 13:52
Jula, oczywiście, na sierpień '80 nałożył mi sie grudzień '70, stąd błąd.Dzięki za bystrość.
jula 08/10/2013, 10:09
Nie żebym się czepiała, zapewne ten drobny błąd przesuniecia dat o 10 lat wstecz jest błędem czeskim, ale również może być odczytanym freudowsko.
Nie ma co się wstydzić łez, ja w sobote mam zamiar się wybrać do kina na ten film. Ta recenzja jeszcze bardziej podsyca moją ciekawość.