ElKis/Sępica

Sępica: Grzybowi nie powiemy: nie!

Jak wyjść z zaklętego kręgu?
A było tak relaksująco! Jesienne słoneczko, las leniwy, lekko szumiący, dukt  spokojny, obiecujący wytchnienie, ptaszków świergoty, no i ozdoba całego niedzielnego spaceru: rozmowa. Potoczysta, przyjazna, niemęcząca, ale ciekawa. Ważna, bo rzadko uprawiana, w  ciągłym, miejskim niecierpiących zwłoki ciągu spraw do załatwienia.

Aż tu nagle, zupełnie znienacka: grzyb! Tuż pod nogami! Prawdziwek! Dorodny, śliczny, jak malowanie! Jaki radosny prezent od matki natury.

Ale rozmowa trwa.

Nagle – drugi grzyb! Znowu prawdziwek, znowu śliczny i dorodny!

No nie, przecież nie na grzybobraniu ten spacer ma polegać. Ma polegać na wypoczynkowym przechadzaniu się. Bo kręgosłup boli we wszystkich możliwych splotach, bo kolana skrzypią ostrzegawczo, a to prawe, a to lewe, na wyprzódki, bo rwa kulszowa źle traktowana przypomina się w półdupku prawym. Nie! W tym  wieku grzybobranie grozi padnięciem, nagłym unieruchomieniem, od chałupy wiejskiej oddaleniem bezpowrotnym.

Ale gdzie tam! Już rozmowa się nie klei, już głowa lata to w prawo, to w lewo, już oczy biegają po bokach, pod ten krzaczek, pod tamten, a może o, tam!?

Grzyby! Grzyby rozdaje matka natura, za darmo, za frajer, dla radosnego łakomstwa. Może do zupki? Może do słoiczka? Może udusić ze śmietanką wyborową? A może zasuszyć?

Już nie ma spaceru. Już każdy w inną stronę szpera, węszy, mech rozgarnia, pod liście zagląda. Może tu? Może tam? Może pod tymi gałęziami? Albo pod tamtymi? Pod brzozą? Pod dębczakiem? Pod świerkiem?

I w las, dalej, coraz dalej. Nieważne, że kwadranse mijają, że pobolewa coraz bardziej. Że potykanie coraz częstsze na chrustach, nierównościach, uskokach.

Nic to, że w chałupie talerz pełen czeka, że grzybiarze na rynku pełną ofertę mają. Koszulę wierzchnią zdejmujemy, nawet te maślaczki mini maluśkie z mchu wyrywamy, nie zrezygnujemy, wszystkie skrzętnie do niej wrzucamy. Nie porzucimy procederu grożącego naszemu 50+++ zdrowiu, nie odepchniemy tej szansy na zaspokojenie, nie porzucimy grzyba, nie zrezygnujemy, nie wrzucimy na luz, nie damy sobie spokoju. Nie, nie, i jeszcze raz nie!

Skąd ta pazerność w nas, nie tylko przecież grzybowa? Co rusz nami włada.

Możemy włożyć kasę do banku bezpiecznego na trzy procent, ale wkładamy do banku bez gwarancji, bo dają sześć procent.

Etat mamy, przyzwoity, albo funkcję pełnimy prestiżową, ale jak nam pod nos podsuną łapóweńkę, to bierzemy, bierzemy, nie bacząc, że to nie ma sensu, bo możemy stracić i posadę, i funkcję i prestiż.

Dwadzieścia lat temu mieliśmy w bród tylko grzyby w lesie i na półkach ocet do nich. Dzisiaj mamy banany w dwóch tysiącach Biedronek, jakie takie pojazdy jeżdżące, i nawet zagraniczne krainy oglądamy. Ale wychodzimy na ulice i żądamy więcej, że rząd musi nam dać więcej, zaraz, natychmiast, bo my przecież biedniejsi od bogatszych.

Jak wyjść z tego zaklętego kręgu?

Elżbieta Kisielewska
foto: Alicja Kozłowska

Dołącz do dyskusji - napisz komentarz

Prosimy o zachowanie kultury wypowiedzi.
Obraźliwe komentarze są blokowane wraz z ich autorami.

  • Alfreda 17/10/2012, 12:53

    Trafilam na ten tekst i pomyslalam o tym, ze wiele/wielu z nas nie zna sie na grzybach, a uwielbia je zbierac i niekoniecznie jesc. Sa jedank amatorzy tego przysmaku i nie ma co sie dziwic. To nie jest tylko woda. O skladnikach i tego co pozyteczne w nim polecam lektury i wypowiedzi specjalistow. Wystarczy zajrzec w odpowiednie okienko, czesto mozna trafic na inne cenne informacje podczas tych poszukiwan.

    Jest jeden problem, ze zbieracze - amatorzy nie odrozniaja kozlarza od prawdziwka, myla szatana z goryczakiem zolciowym potocznie zwanym gorzkniakiem. Podczas ostatniej u mnie wizyty znajomych, dostalam kosz grzybow, obranych, oczyszczonych. Tylko bylo oplukac i przygotowac do obrobki cieplnej. Od tej pory, kazdego grzyba ogladam z osobna, przygladam sie jemu bardzo uwaznie. Slawetny szatan, ktory w Polsce prawie nie wystepuje, a jest tak szeroko uzywany w nazewnictwie okazal sie gorzkniakiem, ktory na dobre zalatwil w garze caly zbior. Potrawa okazala sie niezjadalna ze wzgledu na goryczke. To nie jest grzyb trujacy, jedynie niesmaczny. Szkoda chodzenia, szkoda energii.

    Ostrzegam przed ludzmi, ktorzy mowia, ze sie znaja na grzybach. Grzybow jest cala masa, ktore upodobniaja sie do tych najbardziej szlachetnych.

    Ostatnio, nawet przeczytalam, ze slawna ze swojego smaku kania/czubajka nie powinna byc jedzona jesli rosnie na lakach, zyznych glebach, jedynie ta przy drogach, przy lesie, przy lakach. Nie wyjasniono dlaczego, natomiast przestrzezono przed takim talerzowym przysmakiem.

    W jednym z wczesniejszych wpisow, ktoras z Pan napisala, ze u niej rosna pod brzoza prawdziwki. Dla wiarygodnosci dolaczyla zdjecia. To byly kozlarze, ktorych kapelusze czesto upodobniaja sie do prawdziwkow, ale ogony jednoznacznie swiadcza o rodzinie kozakowatych. Prawdziwek nie ma pstrokatych ogonow.

    Tak mnie naszlo o tym przypomniec. Wiem, ze to nie bedzie przestroga, a jedynie uwaga o bacznym przygladaniu sie temu co wkladamy do garnka.
    Wszak w tym tygodniu zacznie sie prawdziwy czas zbierania tego przysmaku, ktorego brak trudno sobie wyobrazic na stole wigilijnym.

  • Zofia52 04/10/2012, 8:46

    Często chodzi nie o grzyby, ale o samo zbieranie, czyli nie o któliczka, ale o gonienie. Stąd pracoholicy.
    Sępico, czy duszone grzybki były dobre?

  • kama 03/10/2012, 21:49

    " Może ten zaklęty krąg naszego chciejstwa jest kołem zamachowym naszej cywilizacji? " -Zofio- samo meritum pieknie wypowiedziane...;) Gdyby nie to- do dzis pewnie nie zeszlibysmy z drzewa...;) A zbieractwo mamy we krwi- to taki atawizm. Sepica poleciala za grzybami a ja wczoraj po prostu za kasztanami...;) " Po jakiego grzyba " potrzebne mi te kasztany ...??!! Ot,przyjemnosc zbierania- " sztuka dla sztuki "...;)

  • Zofia52 03/10/2012, 8:30

    Wszystkiemu chyba winna jest wyobraźnia. Ten produkt naszych skomplikowanych zwojów mózgowych. Szympans, choć tak bardzo zbliżony do nas genotypem, widząc grzyba przywołuje w pamięci jego smak i zapach i... zjada. My natychmiast wyobrażamy sobie smak zupki, pierożków, kapustki z grzybkiem pachnącym i... biegniemy do kuchni aby przyrządzać, smakować, może nawet innych ugaszczać i dzięki temu dobre stosunki rodzinne i towarzyskie dopieszczać.
    Skoro stać na na wyjazd do ciepłego kraju, bo pracę mamy stałą i dobrze płatną to czemu nie mielibyśmy zechcieć wyruszyć w morze pięknym jachtem, czy przejechać się po plaży cudnym kabrioletem. Nasza wyobraźnia ustawia nas w sytuacjach smacznych i pięknych i... dobrze. Można bowiem wyobraźnię nazwać zachłannością, ale czemu nie nazwać jej ambicją. Zachłanność doprowadzić może na ławę oskarżonych za łapówkarstwo, ale ambicja zdolna jest pchnąć do przodu nie tylko nas samych, ale i resztę świata. Czyż nie? Może ten zaklęty krąg naszego chciejstwa jest kołem zamachowym naszej cywilizacji? Choć nie przeczę, że często toczymy swoje kółka w złych kierunkach to zwykle jednak do przodu.